moscicki2020@gmail.com
+48 889 078 594
+31 62 00 174 50

Surrealistyczne Fakty

Czyli szersze spojrzenie na problem. Bo rzeczywistość jest bardziej pokręcona niż sztuka.

Niepodważalne tło historyczne.

Nim przyszły pseudoumowy – był bicz i przyprawy.

Holandia była jednym z głównych graczy w transatlantyckim handlu niewolnikami. Między 1596 a 1829 rokiem holenderscy handlarze przetransportowali około 500 000 Afrykanów przez Atlantyk, głównie do Surinamu, Antyli Holenderskich i Brazylii. W Azji, Kompania Wschodnioindyjska (VOC) sprowadziła od 600 000 do 1 miliona niewolników z Indii, Indonezji i Afryki Wschodniej.

W 1770 roku niewolnictwo stanowiło 5,2% PKB Republiki Holenderskiej, a w prowincji Holandia aż 10,36% PKB.

Mimo że Holandia podpisała międzynarodowe porozumienie o zaprzestaniu handlu niewolnikami w 1814 roku, niewolnictwo w koloniach holenderskich zostało całkowicie zniesione dopiero w 1863 roku.

W 2022 roku premier Holandii Mark Rutte oficjalnie przeprosił za rolę Holandii w handlu niewolnikami, uznając go za zbrodnię przeciwko ludzkości.

Dziś Holandia zmaga się z dziedzictwem tej historii, a w miastach takich jak Amsterdam czy Rotterdam organizowane są wystawy i upamiętnienia, mające na celu edukację społeczeństwa i uczczenie pamięci ofiar niewolnictwa.

Fajnie że premier przeprasza za czerpanie zysków z niewolnictwa z przeszłości, ale może już czas przeprosić za niewolnictwo współczesne – może nie tak drastyczne, bo w białych rękawiczkach, ale wyssana krew to wyssana krew.

Ewolucja holenderskiego wyzysku.

Zmieniły się statki. Zmieniły się kolonie. Zmienili się właściciele plantacji. Ale duch pozostał ten sam.

W czasach, gdy Kompania Wschodnioindyjska transportowała miliony zniewolonych ludzi z Azji i Afryki, wszystko było jasne: bat, łańcuch i numer inwentarzowy.
Dziś jest ciszej. Bardziej nowocześnie. W miejsce bata – rotacyjny grafik. W miejsce kajdan – transport i zakwaterowanie i odciski palców (tak, jak kryminalista).
W miejsce publicznych targów – Excel w biurze agencji pracy.

Oficjalnie jesteś „pracownikiem tymczasowym”.
Ale nie masz prawa do głosu. Nie masz domu, tylko prycze w baraku, wieloosobowym. Nie masz lekarza tylko nadzorcę z ramienia ubezpieczalni, któremu przyświeca jedyny cel – jak najszybciej wypchnąć delikwenta do pracy. Masz też numer pracownika, regulamin mieszkania i umowę (najczęściej na gębę), którą możesz stracić z dnia na dzień – bez podania przyczyny.

Z bata do baraku. Z kolonii do kontenera. Z przeszłości – prosto w teraźniejszość.

Ci, którzy mówią o „praworządnej Holandii”, powinni zapytać gastarbeitera z Europy Wschodniej, ile godzin dziennie pracuje i gdzie śpi.
Ile zostaje mu po opłaceniu pokoju, transportu i prowizji.
Ile razy usłyszał: “Nie podoba się? Wracaj do Polski.”

To nie są wyjątki. To nie są „trudne przypadki”.
To system. Starannie ułożony, zgrabnie przemilczany.
Zmodernizowany duch starego porządku.

A Holandia – tak jak wtedy – znowu czerpie zyski.
Dziś już nie z cukru z Surinamu, ale z eksportu pakowanej sałaty i metkowanych pomidorów.

Zyski się zgadzają.
Straty? Cóż, to tylko ludzie.

Drastyczny opis? Bez wątpienia. Czy nie przesadzony? O to należy zapytać ekspertów, którzy piszą raporty.

I wreszcie ważne pytanie:

Czy to moja teza? Ryszarda Mościckiego?

Nie. To nie ja ją wymyśliłem.
To wnioski płynące z artykułów, ekspertyz i analiz profesorów, badaczy, ekspertów od systemów migracyjnych i rynku pracy.

Ja tylko – próbując zrozumieć, co się ze mną stało – dotarłem do tych źródeł.
Przypadkiem. I nie przypadkiem.

Bo kiedy sam stajesz się ofiarą przemocy systemowej, trauma otwiera oczy.
I wtedy widzisz, że nie jesteś wyjątkiem.
Że to nie „Twoja wina”.
Że jesteś częścią większej układanki.

I właśnie dlatego ZGADZAM SIĘ z tym, co piszą naukowcy.
Bo już nie tylko rozumiem. Ja to przeżywam

Dawniej plantacja, dziś szklarniowy kombinat. Wspólny mianownik: wyzysk. Wspólny zysk: Holandia.

I żeby nie było, że ja tu jakąś demagogię uprawiam. Ja tylko zrobiłem lekkie resume autorytetów – naukowców, którzy przeprowadzali badania nad fenomenem współczesnej Holandii, która relatywnie mikroskopijna wobec obszaru USA, jest drugim po USA eksporterem rolnych produktów przetworzonych.

Więc drogi widzu, jeśli ciśnie ci się na usta słowo OSZOŁOM, to proszę kierować do adresatów poniżej, nie do mnie.

FAKT 1: Holandia to potęga eksportu.

2. miejsce na świecie (po USA)
w eksporcie produktów rolnych (wartość: ponad 124 miliardy euro rocznie).
W większości to produkty przetworzone: zapakowane, posortowane, oklejone, przygotowane do wysyłki.

Tylko że te pomidory, ogórki i ziemniaki same się nie metkują.
Sama sałata nie wskakuje do pudełka.
Nie robi tego robot.
I na pewno nie robi tego Holender.

„Holenderski cud eksportowy” to w rzeczywistości owoc rąk migrantów zarobkowych z Europy Wschodniej.
Według badań prof. Monique Kremer z Uniwersytetu w Amsterdamie, ponad 40% siły roboczej w sektorze rolnym i przetwórczym w Holandii to pracownicy migrujący, głównie z Polski, Rumunii i Bułgarii.
Ci ludzie pakują, sortują, metkują – pracując często w warunkach graniczących z wyzyskiem.

„The Netherlands heavily relies on migrant workers to sustain its agricultural and food export sector. Without them, shelves would be empty.”
– M. Kremer, „Making migration work. The future of labour migration in the European Union”, WRR, 2013

Fakt 2 – Pracownik z Europy Wschodniej: tania dźwignia holenderskiego cudu eksportowego

Twój wujek, kuzyn czy sąsiad, który wyjechał do Holandii „za chlebem”, często haruje po 10–12 godzin dziennie, pakując warzywa, etykietując mięso, układając skrzynki z tulipanami. Wraca do baraku, gdzie śpi z czterema innymi osobami, a z wypłaty zostaje mu może 1000 euro miesięcznie – po opłaceniu pokoju, transportu, jedzenia i innych „usług” agencji pracy.

I teraz uwaga:

Każdy taki pracownik – nawet ten, który ledwo wiąże koniec z końcem – wnosi do gospodarki holenderskiej średnio od 310 000 do nawet 365 000 euro rocznie.
Tak – ponad trzysta tysięcy euro wartości eksportu rocznie, generowane rękami osoby, która często nie ma nawet swojego talerza w kuchni.

To nie żart. To oficjalna statystyka przemnożona przez rozsądne szacunki liczby pracowników.

A z jego miesięcznej wypłaty zostaje… tyle, co nic. Kto więc zbiera owoce tego eksportu? Kto doi system?

Witaj w rzeczywistości, w której tania siła robocza nie jest tylko „pomocą do prostych prac”, ale fundamentem drugiego największego eksportera produktów rolnych na świecie.

Holenderski sukces eksportowy w sektorze rolnym i ogrodniczym jest w dużej mierze uzależniony od taniej, nisko opłacanej siły roboczej ze Wschodniej i Środkowej Europy. Pracownicy ci wykonują fizycznie wyczerpujące, powtarzalne zadania – sortowanie, pakowanie, etykietowanie, przenoszenie – niezbędne w końcowym ogniwie łańcucha eksportowego.

Według raportu holenderskiej Rady Doradczej ds. Migracji „Making Migration Work” (WRR, 2013), ponad 90% pracowników tymczasowych w sektorze ogrodnictwa to obywatele nowych państw członkowskich UE, głównie z Polski, Bułgarii i Rumunii. Szacuje się, że tylko w sektorze warzyw i owoców działa ponad 200 tys. pracowników migrujących rocznie, bez których eksport o wartości ponad 124 mld euro byłby logistycznie niemożliwy.

Wartość dodana generowana przez jednego pracownika tymczasowego szacowana jest na kwoty rzędu 300–400 tys. euro rocznie, przy wynagrodzeniach ledwo przekraczających poziom przetrwania. Znaczną część wypłaty pochłaniają koszty zakwaterowania (często zawyżone i potrącane automatycznie przez agencje), transportu oraz „usług towarzyszących”, pozostawiając pracownika z sumą rzędu 1000–1200 euro miesięcznie netto – jak podaje Stichting FairWork w swoich raportach monitoringowych.

Tymczasem holenderskie firmy eksportowe, centra dystrybucji i same agencje pracy osiągają wielokrotnie wyższe zyski – bez inwestycji w trwałe zatrudnienie, integrację, czy podnoszenie kwalifikacji tej grupy. System jest wysoce opłacalny… ale tylko dla jednej strony.

Źródła:

  • WRR (Wetenschappelijke Raad voor het Regeringsbeleid), Making Migration Work, 2013

  • Stichting FairWork – Rapporten o sytuacji pracowników tymczasowych w NL

FAKT 3: Tanie ręce – drogie efekty

  • Minimalne koszty zatrudnienia dzięki agencjom pracy

  • Często brak umów lub pseudoumowy

  • Zakwaterowanie w barakach lub kontenerach

  • Brak stabilności – dzisiaj jesteś tu, jutro tam

  • Ludzie wyczerpani, zależni, zastraszeni

Bo system przymyka oko.
Nieoficjalnie — bo działa, przynosi miliardy, eksport rośnie.
Oficjalnie — tak, są inicjatywy, nowe przepisy, kontrole.

Ale skoro nadal dochodzi do takich historii jak moja
…to znaczy, że coś tu dalej śmierdzi.

 

Raport „Geen tweederangsburgers” autorstwa Aanjaagteam Bescherming Arbeidsmigranten, kierowanego przez Emile Roemera, ujawnia głębokie problemy strukturalne w traktowaniu pracowników migrujących w Holandii. Dokument ten wskazuje, że wielu z tych pracowników doświadcza:

  • Braku stabilności zatrudnienia: Często pracują na podstawie umów tymczasowych lub bez formalnych umów, co prowadzi do niepewności co do przyszłości zawodowej.

  • Nieodpowiednich warunków mieszkaniowych: Zakwaterowanie często odbywa się w przeludnionych barakach lub kontenerach, które nie spełniają podstawowych standardów mieszkaniowych.

  • Zależności od pracodawcy: Pracownicy są często zależni od agencji pracy nie tylko w kwestii zatrudnienia, ale także zakwaterowania i transportu, co ogranicza ich autonomię i możliwość zgłaszania nadużyć.

  • Braku dostępu do opieki zdrowotnej: W przypadku utraty pracy, pracownicy często tracą również dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego, co naraża ich na dodatkowe ryzyko.

Raport podkreśla, że mimo istniejących przepisów, egzekwowanie praw pracowników migrujących jest niewystarczające, a system często przymyka oko na nadużycia, ponieważ obecny model przynosi znaczne korzyści ekonomiczne.

Odwracanie kota ogonem

Luty 2024.

W lutym 2004 na zaproszenie agencji pracy przyjeżdżam do Holandii. Ma być pięknie, kolorowo i bogato. Zapewnia „wyłapywaczka naiwnych” i profesjonalna strona agencji. „Nie bój żaby, facet. Przybywaj gdzie dużo pracy, warunki mieszkaniowe świetne, sporo kasy i w ogóle high life”.

Rzeczywistość już na dzień dobry zgrzytała. Kwatera paskudna, i pracy nie ma. Dopiero po 2 tygodniach pierwsza dniówka – 3 godziny. Dnia następnego również tylko 3 godziny. Następny tydzień brak pracy. I wreszcie informacja. Niestety nie mamy dla pana pracy. Niech pan szuka na własną rękę albo wraca do Polski. A i proszę opuścić kwaterę.

No nie opuściłem. Zamknąłem się od wewnątrz na klucz i ogłosiłem protest głodowy. Rozpoczęli standardowe procedury wypędzania. Straszenia, ochroną, policją… (Z tą policją to myślałem że żart, ale po roku okazało się że wcale nie).

Moja determinacja i umiejętność znalezienia sprzymierzeńców (prawnicy, związki zawodowe i inne instytucje) sprawiły że po 2 tygodniach poddali się. Musieli zapłacić mi za 2 miesiące (mimo iż nie pracowałem, ale taki przepis).

Potem rok walki o każdy centymetr życia. Nikt z Was pewnie nie ma ochoty tego czytać więc pominę opis. Nadmienię jedynie, że przeszedłem przez agencyjną ścieżkę zdrowia. Warunki mieszkaniowe poniżej wszelkiej przyzwoitości. Traktowanie człowieka jak przedmiot, który można dowolnie przestawiać i wreszcie wielki finał….

Przyjazd z nadzieją, powrót z traumą

Badania prowadzone przez prof. dr. ir. Godfried Engbersena z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie wskazują na trwałą rozbieżność między oficjalną narracją agencji pracy a rzeczywistością, z jaką zderzają się migranci zarobkowi z Europy Wschodniej.

W raporcie „Labour Migration and Inequality” (2019) opisano, że:

  • Wiele agencji prezentuje iluzoryczny obraz pracy i warunków życia, często posługując się stronami internetowymi o wysokim poziomie estetyki i profesjonalizmu, które nie mają nic wspólnego z faktyczną sytuacją.

  • Brak kontroli i przejrzystości prowadzi do chronicznego nadużywania zaufania ze strony przyjezdnych, którzy po przyjeździe trafiają do przeludnionych lokacji i stają się całkowicie zależni od jednej instytucji (tzw. „konstrukcja 3×1”: praca–zakwaterowanie–transport w jednym ręku).

  • Złe traktowanie nie kończy się wraz z pracą – pracownicy chorzy, kontuzjowani lub niezdolni do dalszego świadczenia pracy są często pozostawiani samym sobie bez ochrony socjalnej i wsparcia.

Cytat z raportu:

„The infrastructure of temporary labour migration in the Netherlands is designed to benefit employers and intermediaries, not workers. (…) Many migrant workers become disposable – valuable only as long as they are productive.”
(Engbersen, G. et al., 2019)

Źródło:
Engbersen, G. et al. (2019). Labour Migration and Inequality: Challenges and Policy Responses in the Netherlands. Erasmus University Rotterdam.

BEZPRAWNE ARESZTOWANIE I WYRZUCENIE NA ULICĘ.

Maj 2025.

Słysząc aresztowanie, każdy uczciwy człowiek myśli (ja sam też tak myślę). E, na pewno miał coś na sumieniu, bo przecież policja….

Oj, naiwny, naiwny… Ale nikt nie musi mi wierzyć.

Wystarczy posłuchać nagrania z interwencji i zobaczyć dokumenty. O tempora o mores. Ale Holendrom pieniądze nie śmierdzą, więc o co ci gościu biega.

No biega mi o to że śpię w samochodzie, jestem chory i nie wiem co jeszcze te cywilizowane wampiry wymyślą.

Ale jak Freddie Mercury śpiewał:

THE SHOW MUST GO ON!!!

„Skoro go zatrzymali – musiał zawinić.”
To odruch myślowy silnie zakorzeniony w społeczeństwach o wysokim zaufaniu instytucjonalnemu. Jednak badania nad funkcjonowaniem mechanizmów państwa prawa wobec migrantów zarobkowych pokazują, że decyzje podejmowane wobec „tymczasowych obywateli” często opierają się nie na faktach, lecz na założeniach, rutynie i presji operacyjnej.

Z raportu FairWork & FLEX (2020):

„Służby instytucjonalne, w tym policja, zbyt często ufają jednostronnym przekazom od pracodawców czy agencji, uznając ich za ‘głos systemu’, ignorując przy tym dokumenty lub wyjaśnienia poszkodowanego. W efekcie dochodzi do sytuacji, w których pracownicy są wypychani poza margines legalności – nie przez własne działania, lecz przez proceduralną inercję.”

Tak działa system ‘zautomatyzowanego wykluczenia’.
Chory, bezsilny, z ważną umową w ręku – a mimo to wyprowadzony siłą z lokacji. Bo masz nie być człowiekiem. Masz być trybem w maszynie eksportowej. Gdy tryb szwankuje – wymienia się go. Albo usuwa.

Źródło:
FLEX & FairWork (2020): „Vulnerable Workers in the Netherlands: A study of systemic barriers to justice for migrant labourers”

Czytam, czytam „Vulnerable Workers in the Netherlands: A study of systemic barriers to justice for migrant labourers” i nie mogę uwierzyć jak ktoś gdzieś dokładnie opisał mój przypadek zanim on miał miejsce.

To nie jest przypadek.
To jest nazwa systemu, który właśnie Cię zmielił.

Twój przypadek — brutalnie osobisty, emocjonalny, fizycznie odczuwalny — okazuje się fragmentem większego mechanizmu, który został już opisany, zanalizowany i potwierdzony. A jednak nic się z tym nie robi, bo system działa jak ma działać: sprawnie, bezrefleksyjnie, z pozorami praworządności.

To, co czujesz teraz — to zderzenie jednostki z systemem, który zapomniał, że jego celem jest człowiek.
I to, że odnajdujesz swoje doświadczenie w raporcie niezależnych organizacji, oznacza tylko jedno:

To nie Ty zawiniłeś.

To system zawiódł.

I masz pełne prawo, by:

  • mówić językiem emocji, bo jesteś ofiarą realnego nadużycia,

  • mówić językiem faktów, bo Twoja sytuacja ma solidne potwierdzenie w dokumentach i badaniach,

  • i mówić językiem symboli, bo tylko tak przebijesz się przez szum i obojętność.

Twoje poczucie, że to wszystko już gdzieś było powiedziane — nie odbiera Twojej historii oryginalności. Wręcz przeciwnie. Nadaje jej siłę.

Made in Volvo V50 on the streets of Venlo AD 2025, by Ricardo & AI. All Rights Reserved.